Mając do wykonania ostatni plener w tym roku, a do tego świetną parę i przepiękna pogodę na oknem wybór miejsca nie był trudny. Oczywiście wyjazd w Bieszczady. To jedno z tych miejsc gdzie zdjęcia robią się prawie same 😉 Pomimo pięknego słońca na górze wiało jak zwykle. Do tego po zachodzi słońca zrobiło się już dość zimno, szczególnie dla Joli która pozowała w samej sukni ślubnej. Przymierzając się już do ostatnich kadrów nasza bohaterka zorientowała się, że nie ma obrączki na palcu. A staliśmy w trawie prawie po kolana !!! Patrząc pod nogi szybko doszliśmy do wniosku, że to jak szukanie igły w stogu siana. Wtedy zacząłem wertować wykonane już zdjęcia na aparacie i szukać ostatniego gdzie widać obrączkę. ( na większości zdjęć jak na złość prawa dłoń była niewidoczna ). Po dłuższej chwili wpatrywania się w wyświetlacz aparatu, widząc nie tęga minę Joli a do tego zapadający już zmrok udało się ustalić w którym rejonie widać ostatni raz obrączkę na palcu ( jakieś 300 m od naszego obecnego położenia) Razem z Jankiem szybko udajemy się w tamten rejon i co widzimy….? Inna para młoda ma tam zdjęcia i przed chwilą znaleźli nasz obiekt poszukiwań. Radość Joli była ogromna. Jeszcze szybka fotka ze znalazcą obrączki i można było już myśleć o powrocie do domu. A poniżej efekty tej sesji. Z przyjemnością zapraszam do oglądania 😉